czwartek, 28 kwietnia 2016

Makbet

 Dobry wieczór! Tutaj wasza wiecznie nieobecna moderatorka. Przybywam z radosną nowiną - kończę wakacje, biorę się do pisania. :)

Oto Makbet - diabeł z anielskimi oczkami.

Dołączam tą nową postacią, ale informuję jednocześnie, iż nadal będę sterować Moną (wyzwanie, jak dla mnie!). Nie dokończę jednak jej poprzednich opowiadań. Przepraszam, brak chęci. :(

Od Crystal - Mimo wszystko

  Sprężyście wskoczyłam na grubą gałąź dębu, układającą się w poziomie. Z uśmiechem i przekąsem patrzyłam na stojącego tuż pod koroną psa - wlepiał we mnie stalowe, błękitne ślepia, czekając, aż się poruszę, by z nienawiścią, która u swych narodzin była tylko irytacją, głośno szczeknąć, uwalniając kaskady obrzydliwej śliny, wypływające z  wielkiego, biało-brązowego pyska.
- Jeszcze trochę i spowodujesz powódź. Ślinotok. To taka przypadłość zagrażająca innym poprzez śmiertelne obrzydzenie. Tak. Wyglądasz obrzydliwie i do tego jak mały kociak, którego nie może dosięgnąć miski mleka, stojącej na komodzie. - Powiedziałam, mimo wszystko odpuszczając sobie dalszą zabawę. O wiele lepszym zajęciem było w wygrzewanie się w coraz cieplejszym świetle słońca.
  Ułożyłam się wygodnie, opierając głowę o łapy, przymrużyłam też oczy. Wspaniale było czuć na całym ciele milutkie ciepło, pobudzające do życia każdą mikroskopijną komórkę. Słuchałam śpiewu ptaków, siedzących na pobliskich gałęziach. Bywałam na owym drzewie tak często, iż wiedziały, że spokojnie mogą zająć się śpiewem, ponieważ byłam na tyle zajęta sobą, aby nie fatygować się ich skróceniem życia. Co oznacza, że byłaby to chwila piękna zarówno dla mnie i jak dla tych wolnych istot, gdyby nie nagły płacz rozwydrzonego dziecka. Nastroszyłam sierść, po czym jęłam szukać wzrokiem, między ludźmi, źródła tego okropnego dźwięku. Jakiś pryszczaty nastolatek z plecakiem, amator-wagarowicz, wiecznie wgapiony telefon, choć teoretycznie nieszkodliwy. Wykluczony z listy nielubianych. Przeszłam zatem dalej. Dwie dziewczyny w sukienkach szczerzące się do aparatu; oto powstawały kolejne zdjęcia z serii Sztuczność to my. O, a tego chłopca znałam dobrze. Namiętnie wyrywał trawę wokół piaskownicy, aby następnie rzucać nią w przechodniów. Oj, jaka szkoda. Amator-wagarowicz, postanawiający zmienić lokalizację, dostał prosto w nos. Jednak to nic. Najgorsze było to, że wypuścił z rąk telefon, który zaś jako zabawkę pocieszającą potraktował ówcześnie goniący mnie pies, Ślinotok (tak  bardzo kocham przezywać wszystkich w myśli). Kolejna kępka trawy wraz z nieodzownymi jej towarzyszami, korzonkami, ubrudzonymi ziemią, wylądowała tym razem w sierści białego pudla.
- Och, nie! Ty bachorze! - właścicielka suczki targała młodego rozrabiakę za koszulkę polo, w wyniku czego wtem z letargu wybudziła się jego niania, przed momentem zaczytana w gazetę brukową.
Przyglądałam się z rozbawieniem temu ciągowi przyczyn i skutków, powoli przyzwyczajając wrażliwe uszy do hałasu. Analizowałam każdą postać, ubiór, twarz. Wśród nich samotnie i dumnie kroczył Fado, alfa Szlachetnych Serc.
- Hej, Szlachetne Serduszko! - krzyknęłam, a pies odwrócił się w moim kierunku.
- Witaj, Crystal. Dalej boli cię to, że ty szlachetna nie bywasz? - fuknął. - Dlaczego tak bardzo przeszkadza ci moja sfora? Zapewne dlatego, iż z tobą nikt nie chciałby się zadawać.
- Przeszkadza? Nie, skąd. Zastanawiam się jedynie, kto wymyślił tę naiwną nazwę.
- Spadaj. Twoja zazdrość nie zna granic. - Zaczął oddalać się. 
  A co jeśli Fado miał rację? Czy byłam aż tak zgryźliwa, aby większość nie chciała się ze mną zadawać? Zwykle powiedziałabym, że po prostu boją się, iż jestem inteligentniejsza, silniejsza psychicznie, że nie chcąc być gorsi, jako iż łatwo jest wyjść na prostaka w obecności wyrafinowanych jednostek.
- Zaczekaj - zeskoczyłam z drzewa - dołączam do was. Chcę być członkiem Szlachetnych Serc - wypaliłam. - I... I przepraszam cię. Nie powinnam była powiedzieć tego o naiwności. Pewnie nie nadaję się na Szlachetne Serduszko, jestem zbyt wredna i niedobra, ale chcę spróbować.
- To właśnie świadczy, o tym, że jesteś dobra. Potrafiłaś przyznać się do błędu i za to cię lubię - odpowiedział spokojnie. - Mimo wszystko cię lubię - swą wypowiedź uwieńczył śmiechem. - Mimo wszystko.

CDN.

wtorek, 26 kwietnia 2016

Od Avalona & James'a: CD opow. Audrey

                                                         Z perspektywy Avalona
   Bacznie przyglądałem się pięknej, śnieżnobiałej suczce, Audrey. Mój wzrok zatrzymał się na niej od chwili, gdy wyszliśmy zza rogu. James trzymał mnie na czarnej, skórzanej smyczy, która lekko połyskiwała w słońcu, ponieważ mój właściciel nic innego nie robił przez cały ranek, tylko czyścił ten sprzęt. Teraz przeglądał swoją srebrną komórkę, a co w niej robił, to mnie nie interesowało i nie wciskałem mu się przez nogi, aby zwrócić jego uwagę, jak to robię zazwyczaj. Suka odwróciła się, poznała mnie, miałem się chyba z czego cieszyć.

                                                            Z perspektywy James’a
- Audrey! – Krzyknęła nieznajoma mi dziewczyna do swojej suczki odwracającej się w stronę Av’a.
- Najmocniej przepraszam za rozproszenie, już się zbieramy. – Powiedziałem pośpiesznie, pogwizdując na mojego psa, który uparcie chciał tu zostać.
- Nic się nie stało. – Niska dziewczyna uśmiechnęła się delikatnie. – To tylko… takie hobby fotograficzne, a Audrey mi pomaga. Prawda?
Suczka najwyraźniej chciała potwierdzić słowa swojej właścicielki i poczęła ocierać się o jej nogi. Aval nadal ‘gapił się’ na sukę, a już najbardziej wpatrywał się w jej intensywnie niebieskie oczy.
- Jestem James Adamson. – Przedstawiłem się, jak na kulturalnego człowieka przystało. Odpiąłem mojego zauroczonego psa ze smyczy, który natychmiast podszedł do suki. Śmieszyło mnie jego zachowanie, szczerze.
- Inez Kay. – Odparła dziewczyna obojętna przestawiając opcje w swoim aparacie.

                                                         Z perspektywy Avalona
   Czułem się niezręcznie w tej ciszy, którą zagłuszał tylko dźwięk klikania przycisków w aparacie właścicielki Audrey, lub urywana rozmowa obu posiadaczy psów. By suka nie poznała, że czuję się nieco niezręcznie, truchtem wbiegłem na zielony, o soczystej trawie trawnik i wziąłem do pyska najbliższą, o średniej długości gałązkę brzozy, która służyć miała jako rzecz do aportowania. Z patykiem wróciłem do James’a, który zajęty był rozmową z Inez. Próbowałem odwrócić jego uwagę opierając się przednimi, obfitymi w długie, czarne włosy łapami o jego kolana, bądź uda. Czułem lekkie zdenerwowanie u dziewczyny, ale nie było ono spowodowane naszym przybyciem. Poirytowany wypuściłem z zaciśniętych szczęk gałązkę, po czym turlałem ją łapą po szarym, asfaltowym chodniku, budząc uwagę Audrey.
- Co robisz głuptasie? – Cicho się zaśmiała, bo rzeczywiście, zabawa nie była zbyt inteligentna, zachowywałem się w pewnym stopniu jak szczeniak, który po raz pierwszy wyszedł na dwór.
- Zabijam czas. – Odpowiedziałem zawadiacko, nie skłamałem, istotnie to robiłem. Suka zaraz odwróciła się i położyła wdzięcznie pod pniem wierzby, przymknęła oczy i na chwilę oderwała się od świata. Położyłem się równolegle do niej i również zamknąłem powieki, bo co innego miałem zrobić? Właściciele nadal ze sobą rozmawiali, a ich pupile nudziły się niemiłosiernie.

                                                           Z perspektywy James’a
- Pracujesz gdzieś? – Spytałem obojętnie, by poprowadzić dalej tą swobodną rozmowę zapoznawczą. Z dziewczyną dobrze mi się rozmawiało.
- Kierunek biznes. – Odparła zamyślona wpatrując się w swoją podopieczną. Po chwili dodała bezwiednie. – A ty?
- Akademia Sztuk Pięknych. Będę już iść, spóźnię się na spotkanie z kolegą. – Ściągnąłem plecak z ramion i zacząłem przeszukiwać jego zawartość. Po chwili wyjąłem mały notes i wyrwałem niechlujnie jedną z kartek. Szybko, w miarę czytelnie, napisałem mój numer telefonu i podałem Inez. – To mój numer. Podaję tak na wszelki wypadek, gdybyś chciała się jeszcze ze mną kiedyś skontaktować.
  Zawołałem mojego psa, który niechętnie, co zdarzało się nadzwyczaj rzadko, przybiegł do mnie. Pogłaskałem go po łbie i przypiąłem ponownie smycz. Wyszliśmy rdzawą bramą na zewnątrz. Samochody jechały z małą prędkością, gdyż czekało ich skrzyżowanie o ruchu okrężnym – rondo, prościej mówiąc. Było tu nieprzyjemnie głośno, ale Avalonowi nie przeszkadzało to i jak gdyby nigdy nic zaczął mnie ciągnąć. Skarciłem go, ponieważ ja wybieram kierunek, a on chciał w dodatku wrócić do parku. Pokręciłem głową, a na mojej twarzy ukazał się uśmiech rozbawienia zachowaniem psa. Z przyjacielem, William’em, miałem spotkać się pod stoiskiem z lodami, goframi i innymi pysznościami, na Roseville. W głowie pojawił mi się już obraz smakowitych lodów o posmaku karmelu z czekoladową posypką, czyli deser taki, jak brałem codziennie w sobotę, kiedy to widziałem się z Will’em poza studiami. Tak jak mnie, ciągnęło go od maleńkości do fotografii. Mieliśmy dużo wspólnych tematów, ale nierzadko odmienne zdania. To wręcz budowało naszą przyjaźń. Razem z Avalonem uważnie rozejrzałem się, czy nic nie jedzie i przeszedłem przez ulicę, światła były najwidoczniej zepsute, bez przerwy świeciły się na zielono, zarówno u przechodniów, jak i kierowców. Wprowadzało to w błąd i tworzyło niebezpieczeństwo, jeden wypadek już się zdarzył, przez co większość samochodów musiało omijać miejsce zdarzenia.


                                                             Z perspektywy Avalona
   Podążałem za swoim właścicielem. Ani trochę nie miałem ochoty włóczyć się za nim, chciałem położyć się na swoim legowisku, odpocząć, ewentualnie zjeść niedużą ilość ciasta z gofra, którego zawsze użyczał mi Will, za co niezmiernie go lubiłem. James’owi jednak nie podobało się to, więc mój tajny ‘karmiciel’ robił to po kryjomu, gdy mój pan podchodził do budki i płacił rachunek należyty za zjedzone słodkości. Powolnie szedłem za Bondem. W powietrzu czuć już było zapach smakowitych lodów, gofrów, rurek z kremem. Chłonąłem ten piękny zapach, jak gdyby był on zdobyczą, na którą muszę zapolować. William machał do nas i zajmował jeden ze stolików. Był ciemnoskóry, a jego włosy były kruczoczarne, tworzyły loki. Posiadał też delikatny zarost. Szczeknięciem zawiadomiłem James’a, że będę włóczył się w okolicy lodziarni, co rozumiał doskonale, przyzwyczaił się. Poszedłem do ciemnego zaułka, gdzie miałem zazwyczaj przyjemność przebywać sam. Tym razem było inaczej.
< Ktoś coś? BW ;-; Mam skrytą nadzieję, że Inez i James zostaną PRZYJACIÓŁMI, ale niczym więcej, więc cicho, żeby nie było, że od razu coś narzucam podaniem numeru telefonu. xd >

poniedziałek, 25 kwietnia 2016

Od Dextera

  Biegałem po parku. Evan siedział na ławce i czytał gazetę. W pewnym momencie zauważyłem ruch po drugiej stronie krzaków. Nagle przed mój nos wyskoczyła wiewiórka. Przydreptałem do Eva, a gdy kucnął aby przypiąć mi smycz zarzuciłem mu łapy na ramiona. A jako że jestem dużym, ciężkim psem powaliłem go na ziemię. Evan cały czerwony na twarzy, od śmiechu drapał mnie za uchem, po brzuchu aż w końcu przewrócił mnie.
- Oj Dex, dlaczego zawsze musisz mnie przewrócić, i w rezultacie ubrudzić mi kurtkę? - zerknął na zegarek, po czym westchnął głęboko - Chodź, musimy przygotować się do przeprowadzki. Będę tęsknił za Seattle a ty przyjacielu?
  Zamerdałem ogonem, na znak że również będę tęsknił. Choć, mieszkaliśmy tu tylko tymczasowo wiedziałem że Evan naprawdę pokochał to miejsce. Ja również.
Moja czarna, smycz została zapięta o obrożę a ja prowadząc Evana przez kręte, ścieżki największego parku w Seattle nie mogłem się doczekać powrotu do Minneapolis.
Po godzinie, byliśmy już w wynajmowanym mieszkaniu. Evan pakował, swoje rzeczy. Całkiem sporo walizek się zebrało przez ten rok. Czekałem przed drzwiami, aż mój przyjaciel zbierze się ze swoimi walizkami. Idąc na dworzec kolejowy, rozglądałem się ciekawski a Evan co chwilę się potykał.
- Widzisz mój drogi, psi przyjacielu? Czas wracać do domu, i tym razem na stałe. Przez kolejne dwa lata nie mam zamiaru zabierać cię od przyjaciół z Minnapolis.
Zaszczekałem, radośnie podskakując. Kilkoro ludzi obejrzało się. To dość dziwny widok, psa rasy Husky w Seattle. Jadąc pociągiem facet, ciągle się mi przyglądał. Położyłem łeb, na łapach i obserwowałem mężczyznę. Gdy dostrzegł moje spojrzenie podszedł, i na oczach wszystkich pasażerów kopnął mnie w łeb. Odsłoniłem zęby, ale się na niego nie rzuciłem.
- Ej! Panie, jakim prawem kopie pan mojego psa! - Evan stał naprzeciwko mężczyzny, a gdy na nich patrzyłem zauważyłem że Ev jest wyższy o dwie głowy od mężczyzny który mnie kopnął.
- Nie ma tu miejsca dla pańskiego psa. - IOdparł zimno mężczyzna.
- Ale to nie oznacza, że może go pan kopać. Choć Dex, idziemy - złapał mnie za smycz, a że był bardzo zdenerwowany szarpnął trochę za mocno.
Po około trzech, czterech godzinach, byliśmy już w swoim mieszkaniu.
- Eh..nie ma to jak w domu, co Dex?
Znów radośnie pomerdałem ogonem, a Evan przytulił mnie a potem poszedł do swojego gabinetu. Wskoczyłem na kanapę i oparłem się, łapami o parapet. Głośno zawyłem, a po chwili odpowiedziało mi wycie jednego z moich przyjaciół.

*(Ktoś ze Sfory?*

niedziela, 24 kwietnia 2016

Wyzwanie :)

Co jakiś będą pojawiały się wyzwania, oddzielne dla psów i właścicieli, w których udział zapewnia nagrody. 

OBECNE WYZWANIE:
dla psów/kotów

Wiosenna Wyprawa (czas trwania: 24.04 - 15.05)
Opis: nadeszła wiosna, kwitnące tulipany, błękit nieba, ciepłe promienie słońca i zielona trawka kuszą cię do wyjścia na spacer. Ulegasz temu wspaniałemu widokowi, postanawiając rozruszać przyzwyczajone do biernego odpoczynku mięśnie. Spacerujesz i cieszysz się piękną pogodą, kiedy nagle... orientujesz się, że jesteś na dalekich oraz dzikich obrzeżach miasta. Stoisz na podmokłym terenie, zaczynają się bagna. Gdzieś w oddali widzisz wijącą się wśród pagórków Missisipi, słyszysz pokrzykiwania orłów, tuż obok ciebie wylądował pelikan, poszukujący ryb. Próbujesz odnaleźć drogę powrotną, ale niestety nie udaje się to. Z trudem po długim, męczącym marszu starasz oczyścić swoje futro z  cuchnącego błota. Odczuwasz niesłabnące pragnienie. Ku twej uciesze spostrzegasz jezioro! Podążasz tam czym prędzej, zdobywając się na ostatki sił. Celebrujesz moment picia czystej, chłodnej wody... Wtem plusk wody staje się głośniejszy. Podnosisz wzrok. W twoją stronę płynie olbrzymi, straszny aligator, przypominający prehistoryczną bestię! O, nie! Co robisz i jak potoczą się twoje losy?!

  • Aby wykonać wyzwanie musisz opisać powyższe zdarzenie, wymyślając także ciąg dalszy. Należy zmieścić się w trzech częściach, każda z nich powinna uwzględniać min. 500 słów (Licznik słów)
Poprzez głosowanie wybierzecie trzy postaci (koty/psy, które zostaną nagrodzone! 
 
I miejsce - możliwość odmłodzenia postaci o pół roku, pojawienie się w grze także jako kot oraz pozycja Gamma (możliwość działania na wszystkich stanowiskach jednocześnie, oprócz Alfy i Bety).
II miejsce - zmiana charakteru, nowe zdjęcie, bycie kotem i wymyślenie kolejnego wyzwania.
III miejsce  - zmiana imienia, bycie kotem, stanowisko Modearatora.
 

Moja postać - Crystal

Hej! :D
Wreszcie nadszedł czas, kiedy mogę przedstawić Wam moją kocią postać - Crystal!
http://www.tapeciarnia.pl/tapety/normalne/219728_kot_szary_prazki.jpg 
Wiem, że to wszystko trwało baaardzo długo, ale chciałam dopiąć formularz na ostatni guzik, choć i tak w najbliższym czasie będę musiała nad nim trochę popracować.

PS. Rin i Roxis nie wysłali mi opowiadań, dlatego byłam zmuszona do ich usunięcia. Przykro mi. Avalona oraz Dextera proszę o napisanie! 
Droga Asami, jeśli nie odezwiesz się do mnie do 25.04, także zostaniesz wydalona.


 Miłej niedzieli,
~ Teraz już nie tylko Fado/Paul, ale również Crystal! 
XD

sobota, 23 kwietnia 2016

Od Taissy & Claire de Lune

Z perspektywy Taissy

   Obudziłam się bardzo wcześnie. Poranne, rześkie powietrze wlatywało przez uchylone okno mej sypialni. Dziś był ten dzień. To dziś miałam się przeprowadzić. Walizki i torby stały pod drzwiami. Tak naprawdę nie wyjeżdżałam tak daleko. To było około 100 kilometrów.
Claire de Lune zobaczyła, że się ruszam i wskoczyła na łózko.
-Cześć, kochana!- powitałam suczkę. Lune polizała mnie po twarzy i pomachała ogonem. - Czas na śniadanie, Luna! Na co masz ochotę?- spytałam suczkę. Czasami żałowałam, że Claire de Lune nie potrafi mówić.Wtedy na pewno byłaby moją najlepszą przyjaciółką.
   Podniosłam się z łóżka i wkroczyłam do kuchni.Zjadłam lekkie śniadanie, a do miski Lune nasypałam świeżej karmy. Po posiłku zaczęłam przygotowania do podróży.
- Niestety...- powiedziałam i przypięłam do kaszmirowej obroży Luny smycz. Suczka bardzo tego nie lubiła, nie była przyzwyczajona. Na spacery chodziła luzem - to było powodem.Wzięłam bagaże i zatrzasnęłam drzwi mojego starego mieszkania po raz ostatni...





                                                     Z perspektywy Claire de Lune

Weszłyśmy na dworzec. Taissa usiadła na metalowym krześle obok naszego peronu.Wyglądała na smutną. Podeszłam do niej i polizałam jej dłoń.
- Lune!...Zobacz nasz pociąg! - wykrzyknęła.
Weszła do naszego przedziału.Dostałam pozwolenie na jazdę tym środkiem transportu pod wieloma warunkami. Nie wolno mi było nawet usiąść na fotelu obok mojej właścicielki.


                                                               Z perspektywy Taissy

- Wreszcie na miejscu! - wykrzyknęłam, biorąc głęboki oddech. Luna stała obok mnie. Przed chwilą dojechałyśmy do Minneapolis. Wielka rzeka Missisipi wyglądała imponująco. Tak się cieszyłam.Wiedziałam, że teraz zacznę nowe życie, lepsze życie.

piątek, 22 kwietnia 2016

Nowe postacie

Witamy serdecznie w sforze:

Taissę
http://data.whicdn.com/images/227206800/large.jpg

 

Claire de Lune 
https://s-media-cache-ak0.pinimg.com/736x/66/21/d4/6621d4ec8ca18afc1bb2ffd7d2767bd3.jpg

Miłej zabawy, dziewczyny!

Fado/Paul

Od Diksa

  Wędrowałem od wschodu do zachodu słońca, nocą krótko spałem, mimo to czułem się wypoczęty, swoją wędrówkę spędziłem z Oliverem, to niesamowite jak przypadkiem dwie dusze się spotykają, dwie inne a jednak takie same, stanęliśmy na wzgórzu, lekki, niosący ze sobą woń kwiatów i lekkiego zapachu miodu przykuł naszą uwagę, stanąłem wyciągając głowę jak w obłoki i rozkoszując się wiatrem.
- Diks, niedaleko jest pasieka, lubisz miód? - Zaśmiał się Oliver.
Głośno szczeknąłem, jak można nie lubić, może i jestem psem, to nie znaczy że moje pożywienie ogranicza się jedynie do suchej karmy, wkradliśmy się na pasiekę i wzięliśmy miodu, właściwie Oliver wziął, bo to on ma te ludzkie kciuki, oczywiście jako mój kompan, przyjaciel i pół właściciel podzielił się ze mną, wyruszyliśmy w dalszą drogę, nic nas nie zamartwiało, ważniejsze było by iść na sześciu kończynach i jednej atmosferze, reszta się ułoży, doszliśmy do niewielkiego stawku, napiłem się wody, Oliver uśmiechnął się na mój widok, lub był to opór pragnienia.
- Też bym się czegoś napił... - Westchnął patrząc na swoją butelkę w której wiała pustka i lekko brudną wodę w stawie, nie byliśmy sami, wyczułem, zacząłem szczekać, a chłopak podniósł się nerwowo chwytając pierwszy, lepszy, ale mocny kij.
<Ktoś dokończy?^^>

środa, 20 kwietnia 2016

Informacje

 WAŻNY EDIT AUDREY! W związku z tym, że kilku członków posiada niezbyt wyraźne i spikselizowane fotki swoich psów, proszę o przesłanie innego, które nie będzie zawierało żadnych napisów i będzie dobrej jakości! O zmianę zdjęcia proszeni są: Roxis oraz Rin!

 Czołem! 
Jest to bardzo ważny post, dlatego proszę o przeczytanie go do końca.

1. Do Szlachetnych Serc dołączyły dwie piękne panie - Darlene oraz Kler. Trzymam kciuki, aby razem z naszymi nowymi członkami sfora mogła cieszyć się aktywnością!

 http://data.whicdn.com/images/102904522/large.jpg http://data.whicdn.com/images/222047229/large.jpg 
 http://www.ajaalto.com/wp-content/uploads/images/dark-handsome-hunk-hot-guy1.gif

2. Właśnie aktualizuję Dzienniczek Aktywności, także zapraszam do zaglądnięcia!

3. I teraz mniej przyjemna część - UPOMNIENIA. W przypadku Kayli/Roxis oraz Rina nie dostałam opowiadania od dwudziestu dni, kwalifikuje się to do nieprzestrzegania Regulaminu, gdyż uwzględniłam w nim tylko tygodniowe nieudzielanie się. Jeśli nie wyślecie mi tekstu do trzech dni (23.04), zostaniecie wydaleni. Natomiast Diks nie napisał opowiadania od dołączenia, tak więc, jeżeli do jutra nic nie przyślesz, stanie się z Tobą to, co napisałam powyżej.
Morgianę/Asami, a także Harper/Norę proszę o napisanie do mnie na Howrse.

~ Fado/Paul

wtorek, 19 kwietnia 2016

Aktualizacja... wszystkiego!

W związku z tym, że biorę sprawy bloga w swoje łapy (na szczęście nie dwie lewe, ani dziurawe) muszę zaktualizować wszelakie informacje oraz listę członków. 
Proszę wszystkich o to, by zaznaczyli pod postem swoją obecność na blogu, będę pisała także na poczty howrsowe. Dajemy radę, co nie? Blog ma potencjał i serio szkoda go zakurzyć poprzez brak aktywności.
~Audrey/Inez

Od Audrey

Od rana trwała nie lada kłótnia. Dwie dwunożne istoty, o jednej parze oczu, uszu, rąk i nóg, krzyczały na siebie co nie miara. Siedziałam grzecznie w koncie słuchając burzliwych słów i wpatrując się w niezwykle agresywną gestykulację, mojej pani, która powarkiwała co chwilę na lekko przestraszonego Jamesa Stevensona, jej partnera. Do dnia dzisiejszego sądziłam iż stanie się on moim nowym panem, bardzo go polubiłam. I to nie dlatego, że częstował mnie czekoladą wbrew woli Inez, a za okazałą mi uwagę. Kiedy Kay bywała w pracy, zabierał mnie do siebie, dzięki temu poznałam nowe nieprzebyte miejsca w mieście, a także smak hamburgera i zapach świeżo skoszonej trawy. Pierwszy raz nie rozumiałam ludzkiej mowy. Emanująca od nich wściekłość tłumiła we mnie jakiekolwiek próby tłumaczenia używanych przez nich słów. Na szczęście po chwili skończyło się to głośnym traskiem drzwi prowadzących na klatkę schodową. Znikający perfumowo-kotkowy zapach Jamesa miał zniknąć z naszego mieszkania na zawsze. Uświadomiłam to sobie dopiero gdy Inez opadła na kuchenny taboret, tracąc siły zarówno witalne jak i psychiczne. Przechyliłam lekko łeb w bok i ostrożnym krokiem zbliżyłam się do przybitej Inez. Jej ręka opadła z napiętych mięśni kolana, wisząc bezwładnie w powietrzu. Powąchałam jej, zimną teraz, dłoń i polizałam chcąc dodać jek chociażby trochę otuchy. Ona jednak ani drgnęła, przenosząc temperaturę skóry na mój język. Wystawiłam język na zewnątrz i lekko zdezorientowanym spojrzeniem ogarnęłam pokój szukając mojej niebieskiej smyczy bądź szaro-różowych szelek. Obydwie "spacerówki" wisiały zawsze na wieszaku na kurtki, który niestety nie nadawał się do podtrzymywania ciężkich ubrań gdyż uginał się pod ich niesamowitym ciężarem. Teraz pełnił funkcję mojego osobistego wieszaka na smycze i gumową obręcz-zabawkę. Zaskuczałam głośno próbując wybudzić Inez z letargu. Podniosła głowę do góry, ukazując przyklejone, przez słone łzy, włosy do różowo-bladych policzków. Westchnęła głęboko i złapała pod rękę swój, markowy laptop. Na jej nabrzmiałej od płaczu buzi, pojawił się cień nielada wściekłości. Wstała tak nagle, że białe krzesło ledwie utrzymało się na dwóch tylnych nogach, a ja odskoczyłam w bok starając się nie wchodzić w drogę zdenerwowanej Inez. Poprawiła sprzęt pod pachą i sięgnęła ręką na parapet, znikąd wyciągając moją niebieskawą smycz. Zaparłam się nogami i delikatnie machnęłam ogonem kiedy Inez złapała mnie za obroże i zapięła smycz.
***
Nerwowy stukot klawiszy brzmiał w moich białych, radarowych uszach zagłuszając, i tak już znikomy, szum wody z fontanny znajdującej się niedaleko ławki na której siedziała Inez. Uchwyt smycze przewlekła przez nogę i w pełnym napięciu i złością na twarzy skrobała swoje wyżalenia na blogu, który prowadzi. Dopiero teraz zauważyłam, że na jej szyi spoczywa zawieszona torebka z aparatem fotograficznym. 
- Oj Inez znowu chcesz robić mi smutne zdjęcia? - wymruczałam nie oczekując od niej jakiejkolwiek odpowiedzi. 
Osunęłam się powoli na ziemie i wetchnęłam. Mój nos wyczuł znajomy zapach psa i chyba jakiegoś człowieka, którzy zbliżali się w naszą stronę. Nie miałam jednak najmniejszej ochoty na sprawdzenie kto ma się ze mną zaraz przywitać i spojrzałam zatroskanym wzrokiem w dziewczynę, która zamknęła laptop i odłożyła go na ławkę tuż obok. Wyciągnęła z pokrowca aparat i zaczęła zmieniać w nim ustawienia i przestawiać guziczki. Już czułam jej stanowcze komendy, starające się przekonać moje ciało do pozowania przed dziwnym obiektywem. 
<Zapraszam do odpisania jakiegoś pieska ze swoim człowiekiem ^^.>

sobota, 16 kwietnia 2016

Nowi członkowie!

Cześć!
Dzisiaj nasze szeregi zasili Avalon wraz ze swoim właścicielem - Jamesem! :)
http://wars-stars.pl/files/stars/3e4ceb72e98067460ba9964da42f5aff8c693a34l.jpg
http://psy-pies.com/pliki/image/artykuly/psy/duze/owczarek-niemiecki-czarny1734.jpg 

Zachęcam wszystkich Członków do pisania opowiadań, ponieważ jak widać, na razie panuje tutaj złowroga cisza. Zdradzę tylko, że sama pracuję na formularzem nowej postaci - kota. 

~ Fado/Paul
 

niedziela, 10 kwietnia 2016

Samica Beta

Kochani!
https://s-media-cache-ak0.pinimg.com/736x/76/53/34/76533456adecded2b5e5100d2316aca6.jpg
Nasza wspaniała Audrey, dzięki temu, że pomogła nam się wybić, powstać na nowo, stworzyła piękną grafikę, zaktualizowała karty i dodatki oraz była ciągle obecna na chacie, dostała możliwość sprawdzenia się jako  Samica Beta! Myślę, iż jest to idealne wyróżnienie, a nawet nagroda. Wykonała naprawdę ogrom pracy.
W zakładce Członkowie wszystko zostanie w ten sposób przedstawione po jej powrocie, ponieważ Audrey zgłosiła nieobecność z powodu Egzaminu Gimnazjalnego. 
Serdecznie gratulujemy i dziękujemy!

Fado/Paul :3

piątek, 8 kwietnia 2016

Od Fado - CD. opow. Rina

  Przyszła jak co roku dostojnie; w płaszczu z rozmaitych kwiatów, w wianku uplecionym z pachnących fiołków, który spoczywał niczym korona w jej złotych włosach. Nawilżała ziemię odżywczym deszczem, spacerowała tu i tam w towarzystwie śpiewających wesoło ptaków, rozzieleniała parki, ogródki i sady, sprawiała, że w sercu każdego w nas rozkwitały żonkile, na twarzach gościł uśmiech do ucha do ucha. Wiosna. Obudziła po Zimie zwierzęta, zarówno te duże, jak i małe, mieszkające gdzieś pod ziemią, w swoich norkach. Wystarczyło tylko, aby skinęła głową, a jak za dotknięciem czarodziejskiej różdżki znikały szare pędy oraz liście.
  Podobnie odrodziły się Szlachetne Serca. Przez jakiś czas sfora trwała w stanie jałowym, spotykaliśmy się dla zasady pod tą nazwą, tak naprawdę nie znając celu ani nie widząc w tym sensu. Istniała dla samego istnienia, lecz teraz, kiedy dołączyli nowi członkowie, przynosząc powiew optymizmu i świeżości, odrodziliśmy się także my. Pełni sił witalnych, beztroski, kroczymy po ulicach Minneapolis, ciągle udoskonalając naszą społeczność.
  Pewnego ciepłego wieczoru razem z Balto spacerowałem odludną ścieżynką prowadzącą na obrzeża miasta, na zachód od centrum. Mój przyjaciel, członek sfory, z którą jesteśmy w sojuszu, opowiadał mi właśnie o swoich przeżyciach z niespodziewanej podróży do Teksasu.
- To tak daleko... Bardzo tęskniłem wtedy za domem - mówił - nie przypuszczałem, że zwykły, powszedni dzień i jeden człowiek potrafią zmienić tak wiele. Pomyliłem ciężarówki, chciałem trafić do... ech, do... - zamyślił się. - Zaraz... a tam, kto to jest? - zmienił zakłopotany temat i skinął na zwiniętego w kłębek, niewielkiego psa, który spał wciśnięty pomiędzy dwa szare, smutne budynki. Był to jamnik. Jego sierść lepiła się od brudu; pokryta kurzem, splątana poprzez kawałki żwiru...
- Kim jesteś? - zapytałem, podchodząc.

<Rin? Tak, wiem, bardzo krótka odpowiedź, ale jedynie tyle zdołałam wycisnąć na początek...>
  




sobota, 2 kwietnia 2016

Kolejny członek - Diks


http://img07.deviantart.net/d0c3/i/2012/030/2/5/noble_dog_watchs_snow_by_dincturk-d4o3896.jpg Hej!
Nowy pies dołączył do naszego grona, jest nim Dicks. Bardzo się cieszę, że nasza rodzinka tak szybko się powiększa^^. Serdecznie witamy i życzymy wspaniałej zabawy! 
Dodatkowo już niedługo autorka tej postaci przyśle mi formularz właściciela Dicksa. :)  



~ Fado/Paul