wtorek, 26 kwietnia 2016

Od Avalona & James'a: CD opow. Audrey

                                                         Z perspektywy Avalona
   Bacznie przyglądałem się pięknej, śnieżnobiałej suczce, Audrey. Mój wzrok zatrzymał się na niej od chwili, gdy wyszliśmy zza rogu. James trzymał mnie na czarnej, skórzanej smyczy, która lekko połyskiwała w słońcu, ponieważ mój właściciel nic innego nie robił przez cały ranek, tylko czyścił ten sprzęt. Teraz przeglądał swoją srebrną komórkę, a co w niej robił, to mnie nie interesowało i nie wciskałem mu się przez nogi, aby zwrócić jego uwagę, jak to robię zazwyczaj. Suka odwróciła się, poznała mnie, miałem się chyba z czego cieszyć.

                                                            Z perspektywy James’a
- Audrey! – Krzyknęła nieznajoma mi dziewczyna do swojej suczki odwracającej się w stronę Av’a.
- Najmocniej przepraszam za rozproszenie, już się zbieramy. – Powiedziałem pośpiesznie, pogwizdując na mojego psa, który uparcie chciał tu zostać.
- Nic się nie stało. – Niska dziewczyna uśmiechnęła się delikatnie. – To tylko… takie hobby fotograficzne, a Audrey mi pomaga. Prawda?
Suczka najwyraźniej chciała potwierdzić słowa swojej właścicielki i poczęła ocierać się o jej nogi. Aval nadal ‘gapił się’ na sukę, a już najbardziej wpatrywał się w jej intensywnie niebieskie oczy.
- Jestem James Adamson. – Przedstawiłem się, jak na kulturalnego człowieka przystało. Odpiąłem mojego zauroczonego psa ze smyczy, który natychmiast podszedł do suki. Śmieszyło mnie jego zachowanie, szczerze.
- Inez Kay. – Odparła dziewczyna obojętna przestawiając opcje w swoim aparacie.

                                                         Z perspektywy Avalona
   Czułem się niezręcznie w tej ciszy, którą zagłuszał tylko dźwięk klikania przycisków w aparacie właścicielki Audrey, lub urywana rozmowa obu posiadaczy psów. By suka nie poznała, że czuję się nieco niezręcznie, truchtem wbiegłem na zielony, o soczystej trawie trawnik i wziąłem do pyska najbliższą, o średniej długości gałązkę brzozy, która służyć miała jako rzecz do aportowania. Z patykiem wróciłem do James’a, który zajęty był rozmową z Inez. Próbowałem odwrócić jego uwagę opierając się przednimi, obfitymi w długie, czarne włosy łapami o jego kolana, bądź uda. Czułem lekkie zdenerwowanie u dziewczyny, ale nie było ono spowodowane naszym przybyciem. Poirytowany wypuściłem z zaciśniętych szczęk gałązkę, po czym turlałem ją łapą po szarym, asfaltowym chodniku, budząc uwagę Audrey.
- Co robisz głuptasie? – Cicho się zaśmiała, bo rzeczywiście, zabawa nie była zbyt inteligentna, zachowywałem się w pewnym stopniu jak szczeniak, który po raz pierwszy wyszedł na dwór.
- Zabijam czas. – Odpowiedziałem zawadiacko, nie skłamałem, istotnie to robiłem. Suka zaraz odwróciła się i położyła wdzięcznie pod pniem wierzby, przymknęła oczy i na chwilę oderwała się od świata. Położyłem się równolegle do niej i również zamknąłem powieki, bo co innego miałem zrobić? Właściciele nadal ze sobą rozmawiali, a ich pupile nudziły się niemiłosiernie.

                                                           Z perspektywy James’a
- Pracujesz gdzieś? – Spytałem obojętnie, by poprowadzić dalej tą swobodną rozmowę zapoznawczą. Z dziewczyną dobrze mi się rozmawiało.
- Kierunek biznes. – Odparła zamyślona wpatrując się w swoją podopieczną. Po chwili dodała bezwiednie. – A ty?
- Akademia Sztuk Pięknych. Będę już iść, spóźnię się na spotkanie z kolegą. – Ściągnąłem plecak z ramion i zacząłem przeszukiwać jego zawartość. Po chwili wyjąłem mały notes i wyrwałem niechlujnie jedną z kartek. Szybko, w miarę czytelnie, napisałem mój numer telefonu i podałem Inez. – To mój numer. Podaję tak na wszelki wypadek, gdybyś chciała się jeszcze ze mną kiedyś skontaktować.
  Zawołałem mojego psa, który niechętnie, co zdarzało się nadzwyczaj rzadko, przybiegł do mnie. Pogłaskałem go po łbie i przypiąłem ponownie smycz. Wyszliśmy rdzawą bramą na zewnątrz. Samochody jechały z małą prędkością, gdyż czekało ich skrzyżowanie o ruchu okrężnym – rondo, prościej mówiąc. Było tu nieprzyjemnie głośno, ale Avalonowi nie przeszkadzało to i jak gdyby nigdy nic zaczął mnie ciągnąć. Skarciłem go, ponieważ ja wybieram kierunek, a on chciał w dodatku wrócić do parku. Pokręciłem głową, a na mojej twarzy ukazał się uśmiech rozbawienia zachowaniem psa. Z przyjacielem, William’em, miałem spotkać się pod stoiskiem z lodami, goframi i innymi pysznościami, na Roseville. W głowie pojawił mi się już obraz smakowitych lodów o posmaku karmelu z czekoladową posypką, czyli deser taki, jak brałem codziennie w sobotę, kiedy to widziałem się z Will’em poza studiami. Tak jak mnie, ciągnęło go od maleńkości do fotografii. Mieliśmy dużo wspólnych tematów, ale nierzadko odmienne zdania. To wręcz budowało naszą przyjaźń. Razem z Avalonem uważnie rozejrzałem się, czy nic nie jedzie i przeszedłem przez ulicę, światła były najwidoczniej zepsute, bez przerwy świeciły się na zielono, zarówno u przechodniów, jak i kierowców. Wprowadzało to w błąd i tworzyło niebezpieczeństwo, jeden wypadek już się zdarzył, przez co większość samochodów musiało omijać miejsce zdarzenia.


                                                             Z perspektywy Avalona
   Podążałem za swoim właścicielem. Ani trochę nie miałem ochoty włóczyć się za nim, chciałem położyć się na swoim legowisku, odpocząć, ewentualnie zjeść niedużą ilość ciasta z gofra, którego zawsze użyczał mi Will, za co niezmiernie go lubiłem. James’owi jednak nie podobało się to, więc mój tajny ‘karmiciel’ robił to po kryjomu, gdy mój pan podchodził do budki i płacił rachunek należyty za zjedzone słodkości. Powolnie szedłem za Bondem. W powietrzu czuć już było zapach smakowitych lodów, gofrów, rurek z kremem. Chłonąłem ten piękny zapach, jak gdyby był on zdobyczą, na którą muszę zapolować. William machał do nas i zajmował jeden ze stolików. Był ciemnoskóry, a jego włosy były kruczoczarne, tworzyły loki. Posiadał też delikatny zarost. Szczeknięciem zawiadomiłem James’a, że będę włóczył się w okolicy lodziarni, co rozumiał doskonale, przyzwyczaił się. Poszedłem do ciemnego zaułka, gdzie miałem zazwyczaj przyjemność przebywać sam. Tym razem było inaczej.
< Ktoś coś? BW ;-; Mam skrytą nadzieję, że Inez i James zostaną PRZYJACIÓŁMI, ale niczym więcej, więc cicho, żeby nie było, że od razu coś narzucam podaniem numeru telefonu. xd >

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz