poniedziałek, 25 kwietnia 2016

Od Dextera

  Biegałem po parku. Evan siedział na ławce i czytał gazetę. W pewnym momencie zauważyłem ruch po drugiej stronie krzaków. Nagle przed mój nos wyskoczyła wiewiórka. Przydreptałem do Eva, a gdy kucnął aby przypiąć mi smycz zarzuciłem mu łapy na ramiona. A jako że jestem dużym, ciężkim psem powaliłem go na ziemię. Evan cały czerwony na twarzy, od śmiechu drapał mnie za uchem, po brzuchu aż w końcu przewrócił mnie.
- Oj Dex, dlaczego zawsze musisz mnie przewrócić, i w rezultacie ubrudzić mi kurtkę? - zerknął na zegarek, po czym westchnął głęboko - Chodź, musimy przygotować się do przeprowadzki. Będę tęsknił za Seattle a ty przyjacielu?
  Zamerdałem ogonem, na znak że również będę tęsknił. Choć, mieszkaliśmy tu tylko tymczasowo wiedziałem że Evan naprawdę pokochał to miejsce. Ja również.
Moja czarna, smycz została zapięta o obrożę a ja prowadząc Evana przez kręte, ścieżki największego parku w Seattle nie mogłem się doczekać powrotu do Minneapolis.
Po godzinie, byliśmy już w wynajmowanym mieszkaniu. Evan pakował, swoje rzeczy. Całkiem sporo walizek się zebrało przez ten rok. Czekałem przed drzwiami, aż mój przyjaciel zbierze się ze swoimi walizkami. Idąc na dworzec kolejowy, rozglądałem się ciekawski a Evan co chwilę się potykał.
- Widzisz mój drogi, psi przyjacielu? Czas wracać do domu, i tym razem na stałe. Przez kolejne dwa lata nie mam zamiaru zabierać cię od przyjaciół z Minnapolis.
Zaszczekałem, radośnie podskakując. Kilkoro ludzi obejrzało się. To dość dziwny widok, psa rasy Husky w Seattle. Jadąc pociągiem facet, ciągle się mi przyglądał. Położyłem łeb, na łapach i obserwowałem mężczyznę. Gdy dostrzegł moje spojrzenie podszedł, i na oczach wszystkich pasażerów kopnął mnie w łeb. Odsłoniłem zęby, ale się na niego nie rzuciłem.
- Ej! Panie, jakim prawem kopie pan mojego psa! - Evan stał naprzeciwko mężczyzny, a gdy na nich patrzyłem zauważyłem że Ev jest wyższy o dwie głowy od mężczyzny który mnie kopnął.
- Nie ma tu miejsca dla pańskiego psa. - IOdparł zimno mężczyzna.
- Ale to nie oznacza, że może go pan kopać. Choć Dex, idziemy - złapał mnie za smycz, a że był bardzo zdenerwowany szarpnął trochę za mocno.
Po około trzech, czterech godzinach, byliśmy już w swoim mieszkaniu.
- Eh..nie ma to jak w domu, co Dex?
Znów radośnie pomerdałem ogonem, a Evan przytulił mnie a potem poszedł do swojego gabinetu. Wskoczyłem na kanapę i oparłem się, łapami o parapet. Głośno zawyłem, a po chwili odpowiedziało mi wycie jednego z moich przyjaciół.

*(Ktoś ze Sfory?*

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz