czwartek, 28 kwietnia 2016

Od Crystal - Mimo wszystko

  Sprężyście wskoczyłam na grubą gałąź dębu, układającą się w poziomie. Z uśmiechem i przekąsem patrzyłam na stojącego tuż pod koroną psa - wlepiał we mnie stalowe, błękitne ślepia, czekając, aż się poruszę, by z nienawiścią, która u swych narodzin była tylko irytacją, głośno szczeknąć, uwalniając kaskady obrzydliwej śliny, wypływające z  wielkiego, biało-brązowego pyska.
- Jeszcze trochę i spowodujesz powódź. Ślinotok. To taka przypadłość zagrażająca innym poprzez śmiertelne obrzydzenie. Tak. Wyglądasz obrzydliwie i do tego jak mały kociak, którego nie może dosięgnąć miski mleka, stojącej na komodzie. - Powiedziałam, mimo wszystko odpuszczając sobie dalszą zabawę. O wiele lepszym zajęciem było w wygrzewanie się w coraz cieplejszym świetle słońca.
  Ułożyłam się wygodnie, opierając głowę o łapy, przymrużyłam też oczy. Wspaniale było czuć na całym ciele milutkie ciepło, pobudzające do życia każdą mikroskopijną komórkę. Słuchałam śpiewu ptaków, siedzących na pobliskich gałęziach. Bywałam na owym drzewie tak często, iż wiedziały, że spokojnie mogą zająć się śpiewem, ponieważ byłam na tyle zajęta sobą, aby nie fatygować się ich skróceniem życia. Co oznacza, że byłaby to chwila piękna zarówno dla mnie i jak dla tych wolnych istot, gdyby nie nagły płacz rozwydrzonego dziecka. Nastroszyłam sierść, po czym jęłam szukać wzrokiem, między ludźmi, źródła tego okropnego dźwięku. Jakiś pryszczaty nastolatek z plecakiem, amator-wagarowicz, wiecznie wgapiony telefon, choć teoretycznie nieszkodliwy. Wykluczony z listy nielubianych. Przeszłam zatem dalej. Dwie dziewczyny w sukienkach szczerzące się do aparatu; oto powstawały kolejne zdjęcia z serii Sztuczność to my. O, a tego chłopca znałam dobrze. Namiętnie wyrywał trawę wokół piaskownicy, aby następnie rzucać nią w przechodniów. Oj, jaka szkoda. Amator-wagarowicz, postanawiający zmienić lokalizację, dostał prosto w nos. Jednak to nic. Najgorsze było to, że wypuścił z rąk telefon, który zaś jako zabawkę pocieszającą potraktował ówcześnie goniący mnie pies, Ślinotok (tak  bardzo kocham przezywać wszystkich w myśli). Kolejna kępka trawy wraz z nieodzownymi jej towarzyszami, korzonkami, ubrudzonymi ziemią, wylądowała tym razem w sierści białego pudla.
- Och, nie! Ty bachorze! - właścicielka suczki targała młodego rozrabiakę za koszulkę polo, w wyniku czego wtem z letargu wybudziła się jego niania, przed momentem zaczytana w gazetę brukową.
Przyglądałam się z rozbawieniem temu ciągowi przyczyn i skutków, powoli przyzwyczajając wrażliwe uszy do hałasu. Analizowałam każdą postać, ubiór, twarz. Wśród nich samotnie i dumnie kroczył Fado, alfa Szlachetnych Serc.
- Hej, Szlachetne Serduszko! - krzyknęłam, a pies odwrócił się w moim kierunku.
- Witaj, Crystal. Dalej boli cię to, że ty szlachetna nie bywasz? - fuknął. - Dlaczego tak bardzo przeszkadza ci moja sfora? Zapewne dlatego, iż z tobą nikt nie chciałby się zadawać.
- Przeszkadza? Nie, skąd. Zastanawiam się jedynie, kto wymyślił tę naiwną nazwę.
- Spadaj. Twoja zazdrość nie zna granic. - Zaczął oddalać się. 
  A co jeśli Fado miał rację? Czy byłam aż tak zgryźliwa, aby większość nie chciała się ze mną zadawać? Zwykle powiedziałabym, że po prostu boją się, iż jestem inteligentniejsza, silniejsza psychicznie, że nie chcąc być gorsi, jako iż łatwo jest wyjść na prostaka w obecności wyrafinowanych jednostek.
- Zaczekaj - zeskoczyłam z drzewa - dołączam do was. Chcę być członkiem Szlachetnych Serc - wypaliłam. - I... I przepraszam cię. Nie powinnam była powiedzieć tego o naiwności. Pewnie nie nadaję się na Szlachetne Serduszko, jestem zbyt wredna i niedobra, ale chcę spróbować.
- To właśnie świadczy, o tym, że jesteś dobra. Potrafiłaś przyznać się do błędu i za to cię lubię - odpowiedział spokojnie. - Mimo wszystko cię lubię - swą wypowiedź uwieńczył śmiechem. - Mimo wszystko.

CDN.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz