Wędrowałem od wschodu do zachodu słońca, nocą krótko spałem, mimo to
czułem się wypoczęty, swoją wędrówkę spędziłem z Oliverem, to
niesamowite jak przypadkiem dwie dusze się spotykają, dwie inne a jednak
takie same, stanęliśmy na wzgórzu, lekki, niosący ze sobą woń kwiatów i
lekkiego zapachu miodu przykuł naszą uwagę, stanąłem wyciągając głowę
jak w obłoki i rozkoszując się wiatrem.
- Diks, niedaleko jest pasieka, lubisz miód? - Zaśmiał się Oliver.
Głośno szczeknąłem, jak można nie lubić, może i jestem psem, to nie
znaczy że moje pożywienie ogranicza się jedynie do suchej karmy,
wkradliśmy się na pasiekę i wzięliśmy miodu, właściwie Oliver wziął, bo
to on ma te ludzkie kciuki, oczywiście jako mój kompan, przyjaciel i pół
właściciel podzielił się ze mną, wyruszyliśmy w dalszą drogę, nic nas
nie zamartwiało, ważniejsze było by iść na sześciu kończynach i jednej
atmosferze, reszta się ułoży, doszliśmy do niewielkiego stawku, napiłem
się wody, Oliver uśmiechnął się na mój widok, lub był to opór
pragnienia.
- Też bym się czegoś napił... - Westchnął patrząc na swoją butelkę w
której wiała pustka i lekko brudną wodę w stawie, nie byliśmy sami,
wyczułem, zacząłem szczekać, a chłopak podniósł się nerwowo chwytając
pierwszy, lepszy, ale mocny kij.
<Ktoś dokończy?^^>
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz