piątek, 22 kwietnia 2016

Od Diksa

  Wędrowałem od wschodu do zachodu słońca, nocą krótko spałem, mimo to czułem się wypoczęty, swoją wędrówkę spędziłem z Oliverem, to niesamowite jak przypadkiem dwie dusze się spotykają, dwie inne a jednak takie same, stanęliśmy na wzgórzu, lekki, niosący ze sobą woń kwiatów i lekkiego zapachu miodu przykuł naszą uwagę, stanąłem wyciągając głowę jak w obłoki i rozkoszując się wiatrem.
- Diks, niedaleko jest pasieka, lubisz miód? - Zaśmiał się Oliver.
Głośno szczeknąłem, jak można nie lubić, może i jestem psem, to nie znaczy że moje pożywienie ogranicza się jedynie do suchej karmy, wkradliśmy się na pasiekę i wzięliśmy miodu, właściwie Oliver wziął, bo to on ma te ludzkie kciuki, oczywiście jako mój kompan, przyjaciel i pół właściciel podzielił się ze mną, wyruszyliśmy w dalszą drogę, nic nas nie zamartwiało, ważniejsze było by iść na sześciu kończynach i jednej atmosferze, reszta się ułoży, doszliśmy do niewielkiego stawku, napiłem się wody, Oliver uśmiechnął się na mój widok, lub był to opór pragnienia.
- Też bym się czegoś napił... - Westchnął patrząc na swoją butelkę w której wiała pustka i lekko brudną wodę w stawie, nie byliśmy sami, wyczułem, zacząłem szczekać, a chłopak podniósł się nerwowo chwytając pierwszy, lepszy, ale mocny kij.
<Ktoś dokończy?^^>

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz