piątek, 8 stycznia 2016

Od Audrey - CD opow. Loki'ego

  Przemierzając ciemne i zapomniane zakamarki miasta Minneapolis natknęłam się na jakiegoś nieznajomego psa.
  W jednej z uliczek niedaleko uniwersytetu znalazłam intrygujące białe pudełko. Pachniało z jego zamkniętego wnętrza kurczakiem, bułką i zieloną sałatą. Tak dawno nie czułam podobnej wonii, że aż zapragnęłam otworzyć je choćby na siłę. Jedną łapą przytrzymałam niby styropianowe pudełko, które pod naciskiem pazurów zaskrzypiało przeraźliwie. Rozszarpałam niemal precyzyjnie zamknięcie i wyplułam niedaleko miejsca zbrodni na plastikowym pojemniczku. Trudności zaczęły się kiedy zapragnęłam je otworzyć - nie pomógł w tym pazur ani łapa, nawet pazur i język. Jedynie nos. okazał trochę empatii głodnej suni i pozwolił mi na to co zapragnęłam zrobić. Moim modrym oczkom ukazała się delikatnie nadgryziona bułka z sezamem, przekrojona na dwie równe części.   Spomiędzy nich wystawał niemal nietknięty, przysmażony kawałek kurczaka. Wszystko wykończone zostało zieloną sałatą wyciągniętą z kanapki. Poczułam znajomy zapach, w "daniu" znajdował się także pomidor i ser. Nie zamierzałam być wybredna a takie pyszności, do tego niemal nie ruszone, zdarzają się i zdarzały bardzo rzadko. Ugryzłam kawałek kanapki skubiąc większą część kurczaka. Zadowolona pomachałam ogonem przymykając z zadowoleniem oczy. Smaczny i do tego mimo pogody, ciepły sandwicz rozpływał się w moim gardle. Moje szczęście nie trwało jednak długo. W dali zauważyłam dosyć sporą sylwetkę psa. Zbliżył się znacznie do miejsca mojego pobytu. Już stąd widziałam, że to nie byle niewielki pies, a wręcz ogromne psisko. Jego wspaniałe duże łapy, dumnie podtrzymywały umięśnione czarne cielsko. Na jego skórze od razu spostrzegłam liczne blizny malujące się niczym doliny na krótkiej, karej i błyszczącej sierści. Uszy stojące dumnie do góry i oczy. Złote z delikatną nutą bursztynowego koloru spoglądające w jej modre, wiecznie śmiejące się. Napadł ją nagle lęk przed ogromnym, hebanowym potworem i skuliła ogon pod sobą, delikatnie zaczynając rozmowę.
- Bad Mutt?
- Jestem bezstronny - jego głos nie odzwierciedlał tej całej potęgi i mocy jaką budził wyglądem. Spokojny i stonowany, widać, że na razie nie szukał zwady.
- A ja wręcz przeciwnie - starałam się nawiązać rozmowę i cofnęłam się do tyłu szukając bezpiecznej odległości.
Spojrzał na mnie wymownie. Czy tak właśnie, jak ja, spoglądały na niego przerażone matki i ludzie? Czy czuł się jak potwór?
- Należysz do jakiejś z tych "sfór"? - spytał spoglądając na styropianowe pudełko, w którym znajdował się mój posiłek.
Widząc to zakryłam je swoim ciałem uśmiechając się delikatnie.
- Zgadłeś - uśmiechnęłam się śmielej. - A miałbyś ochotę do jakiejś dołączyć? Żeby istniała prawdziwa rodzina musimy mieć dużo członków!
- Zawsze się tak szczerzysz? - zapytał głośno.
Moje spojrzenie nie uległo, jednak zmianie i z lekkim przestrachem i równocześnie pozytywem odparłam po krótkiej chwili:
- Przynajmniej nie jestem taka smętna - dopiekłam psu, który budził we mnie lęk, super! - Jestem Audrey, naprawdę miło mi cię poznać!
Mój promienisty uśmiech ponownie zagościł na pysku, a modre oczy nadal uważnie obserwowały olbrzyma.

<Loki?>

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz