niedziela, 10 stycznia 2016

Od Mony - CD. opow. Fado

 Wraz z rozwojem rozmowy grymas gniewu na moim pysku zwiększał się coraz bardziej; dreszcz furii zjeżał sierść na karku. Gdyby nie kleszcze, które w metalowym zgryzie miażdżyły jedną z łap, prawdopodobnie zaatakowałabym natrętnego psa. Chwila, czy on właśnie poprosił o pomoc? Zgubiłeś się biedaku? Wybacz, ale odnoszę dziwne wrażenie, że blefujesz.
- Żegnam - rzekłam do odchodzącego, z zadowoleniem stwierdzając, że podejrzenia o bałamuctwo okazały się słuszne. Niejaki Fado wcale nie przypominał zabłąkanego psiaka, z desperacją szukającego kogoś, kto byłby chętny wyprowadzić go z lasu. - Niedaleko mieszka pewien ryś. Normalnie zajmuje się polowaniem, ale w wolnym czasie robi za przewodnika - na pewno pomoże ci odnaleźć drogę!
 Brak odpowiedzi, szelest zarośli. Odczekałam w bezruchu kilka chwil, z uwagą nasłuchując kroków, niepewnych i co pewien czas przystających na krótkie postoje. Chyba liczył, że zawołam ze zrezygnowaniem: "zaczekaj!", ale nic z tego. W końcu zabiłam jego naiwne nadzieje, odszedł. Między drzewami znowu zaległa napięta, niosąca śmierć cisza. Padłam bezsilnie na ziemię, odetchnęłam ciężko. Nie pozostało mi nic innego, jak znaleźć najwygodniejszą pozycję i spróbować zapomnieć o zmiażdżonej, obficie krwawiącej łapie. Zasnąć.
***
 Ostre, zimowe promienie przeszyły powieki. Odwracając głowę od rażącego słońca, zamrugałam kilkakrotnie. Poziom śniegu, który jeszcze wczoraj zalegał grubym puchem każdy skrawek gruntu, został znacznie zredukowany; biała masa lśniła szkliście, podziurawiona w wielu punktach przez ciepłe światło. Zaczerpnęłam duży łyk krystalicznego, kującego w nos powietrza, po czym spróbowałam ostrożnie powstać. Już przygotowałam się na bolesny opór ze strony uwięzionej w potrzasku łapy, kiedy nagle, ku własnemu zdumieniu, bezproblemowo postawiłam wszystkie kończyny na błotnistej, miękkiej ziemi. Pułapka zniknęła. Wolność? Jak to możliwe? Strzaskana kość oraz rany przykryte zeschniętą krwią wskazywały, że wczorajsze wydarzenia miały miejsce w rzeczywistości, nie krainie sennych marzeń.
 - I jak? - spytał głos z tyłu. Jego właściciel wcale nie próbował zamaskować głupawej satysfakcji, dumy z wykonania, bynajmniej mu niepowierzonego, zadania. - Czujesz się lepiej?
 - Dlaczego? - odpowiedziałam pytaniem na pytanie, bez odwrócenia się do rozmówcy. - Dlaczego uznałeś przyjście tutaj za dobry pomysł? Po tym co zrobiłeś?
 - Chyba nie zamierzasz rozerwać mnie teraz na strzępy? Bo jeśli tak, to dziękujesz za przysługi w nader nietypowy sposób.
 - Jeśli wróciłeś po słowa podziękowania - niestety, ale ich nie dostaniesz.

<Fado? Wybacz, że tak marnie - wena gdzieś mi uciekła. :(>

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz