Otworzyłam ociężale oczy. Właśnie moja pani wstawała z łóżka i się
leniwie przeciągała. Sama wstałam i podeszłam do niej. I sama położyłam
się jej u stóp.
- Och... he, Asami. - Powiedziała Morgiana. Spojrzała na mnie i wstała.
Poszła w stronę kuchni. Najpewniej, by zrobić śniadanie. Leniwie
włóczyłam się za nią krok w krok po całym mieszkaniu. Robiłam to po to,
by w końcu dała mi jeść. Nie oszukujmy się, głodna jestem. Gdy w końcu
była przy blacie w kuchni, usiadłam obok niej i zaszczekałam merdając
lekko ogonem. Morgiana uciszała mnie mówiąc, że pobudzę dzieci
sąsiadów. Nasi sąsiedzi nie darzyli mnie szczególną sympatią, gdyż mają
oni trójkę dzieci w wieku niemowlęcym a pies to czyste zło. Czyli nie
byłam dla nich zwykłym psem. Dla nich byłam chodzącym puchatym złem.
Próbowałam być dla nich miła, ale jeżeli nie to nie. Wojna. Nie
reagowałam na uwagi mojej pani bym się uciszyła. Chciałam zrobić na
złość sąsiadom. Zawyłam najgłośniej jak umiałam. Moja pani kucała i
złapała mnie za pysk jednocześnie mi go zamykając. Zaczęłam merdać
radośnie ogonem mając nadzieję że ich pobudziłam. Moja pani zaśmiała
się i wróciła do robienia śniadania, które i tak będzie moje gdyż
wyląduje na ziemi. A może dziś okaże jednak łaskę? Ta... dziś wykaże gest.
Podskoczyłam i położyłam łapy na blacie tak jak pysk. Zapachniało mi
jajecznicą z szynką. Zapiszczałam prosząco.
- Tak, już ci daję. - Powiedziała.
Podzieliła śniadanie na dwie porcje. Jedna dla niej druga dla mnie,
oczywiście. Jeszcze nie zdążyła położyć miski na podłodze a ja już
wpakowałam do niej swój zgrabny pysk. Po kilku minutach jajecznicy nie
było, gdy moja pani nadal się z nią męczyła. Popatrzyłam na nią. Morgiana
bez namysłu podała mi talerz, który wylizałam ze staranną dokładnością.
Gdy zjadłam, podeszłam do drzwi.
- Chcesz iść na spacer? Poczekaj, jeszcze muszę się ubrać. -powiedziała,
wstając z krzesła. Nie czekając aż wyjdzie z kuchni pognałam do jej
sypialni. Wywaliłam krzesełko na którym leżały spodnie i koszulka.
Wzięłam rzeczy w pysk i poszłam znowu do kuchni. Zastałam moją panią,
zmywającą naczynia. Rzuciłam jej rzeczy pod nogi i usiadłam. Morgiana
zaśmiała się i mnie pogłaskała.
- Dobrze już dobrze, ubieram się. - Rzeczy zawiesiła sobie na ramieniu a
ręce wytarła w ręcznik i poszła się ubierać. Po kilku minutach
przygotowań do wyjścia w końcu wyszłyśmy na spacer.
W mieście była dość znośna pogoda. Słońce świeciło jasno, lecz wiał
trochę zimny wiatr. ''Co ci ludzie dziś robią?!'', zastanawiałam się.
Przecież dziś dzień roboczy, więc wszyscy powinni być w pracy a nie się
szlajać. Pociągnęłam Morgianę w stronę parku. Moje łapy zanurzały się w
białym puchu, który tak uwielbiałam. Skakałam w zaspy, wkładałam w nie
pysk i go podrzucałam. Kocham zimę.
Właśnie gdy skakałam w zaspę wpadłam na jakiegoś sporego psa.
- Przepraszam! - jęknęłam przepraszająco.
- Och, nic się nie stało.- Powiedział miło pies. Był dość duży, ale nie aż
tak wielki jak jakiś dog. Miał sierść w odcieniu mlecznej czekolady no i
jasno brązowe łatki. Spojrzał na mnie dość zdziwiony. Taa...pewnie
wyglądam dość komicznie, będąc cała w śniegu.
W tym czasie Morgiana wdała się w rozmowę z właścicielem psa.
<Fado? ^^ Wybaczysz tą długość? Obiecuję, że się jakimś cudem poprawię :c>
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz