niedziela, 3 stycznia 2016

Od Fado & Paula

~ Z perspektywy Fado ~


  Rozdział piekielnie zimnych dni nie kończył się, ba, a nawet rozkręcał; padało coraz więcej śniegu, sięgał on ludziom do kolan. Odśnieżali swe podjazdy, sapiąc i postękując oraz mrucząc pod nosem, jaki to mają ciężki los. Spoglądałem na to przez okno, leżąc na oparciu rozłożystej kanapy w salonie, Paul bez mrugnięcia okiem, mi na to pozwalał. Właściwie, gdyby nie własne okrzesanie, zapewne sypiałbym na stole i podkradał mu jedzenie. Nie mogłem pojąć, jak ten facet, tak łatwo poddawał się dominacji innych.
  Cały dom bardzo apetycznie pachniał, co było wynikiem kulinarnych eksperymentów mojego właściciela. Pichcił coś od przeszło godziny, przy muzyce z radia.
Nagle mężczyzna zastygł w bezruchu i powoli popatrzył na zegar. Dla odmiany, wtem zerwał się z miejsca, zrzucił czarny fartuch z logo jego ulubionej drużyny hokejowej na podłogę, następnie biegnąc przez całe pomieszczenie, łączące ze sobą kuchnię z pokojem gościnnym, przeskoczył pufę i rzucił się z impetem na fotel. Chwycił pilot od telewizora, szybciutko zmienił kilka kanałów, a następnie wziął głęboki oddech. Ukończywszy to dziwne przedstawienie, rozkosznie zanurzył głowę w wielkich, czerwonych oraz pachnących poduchach.
- Mało brakowało. Nie zdążyłbym na Tajemnice piramid. Ponoć mają spekulować o tym, jak je zbudowano!
On ma bzika - pomyślałem i ułożyłem się obok mojego szalonego architekta.

  Już niemal zasypiałem, wsłuchując się w miarowe chrapanie Paula, lecz do mojego czujnego nosa dotarł zapach spalenizny. Na początku chciałem go zignorować i odpłynąć dalej w krainę snów, ale ten nie dawał mi spokoju. Leniwie się podniosłem i zeskoczyłem z miękkiego posłania. Dokładnie rozglądałem się po mieszkaniu, analizowałem szczegóły, jednak dopiero na samym końcu dostrzegłem źródło tej dziwnej woni. Otóż, w piekarniku, mój ogromnie trzeźwo myślący i zwykle zorientowany pan, zostawił piekącego się kurczaka. Ponownie wskoczyłem na sofę i zacząłem szybkimi ruchami lizać go po dłoni. Niestety, efekt końcowy nie był zamierzony.
- Piramidy... Egipt... Cheops... Giza... Tajemnica! Trzeba ją odkryć... - mamrotał Paul.
Tym razem lekko ugryzłem jego palec. Mruknął tylko głośniej, zmienił pozycję i nie zaprzestał drzemki. Wiedziałem, iż nie będzie łatwo. Dlatego zacząłem głośno ujadać, skomleć, a także szczekać. Wreszcie otworzył oczy! Zwykle potrzebował trochę czasu na dojście do siebie, ku mojej radości proces ten przyspieszył coraz mocniejszy odór.
- Kurczak!! - wykrzyknął zszokowany. Podobnie jak w chwili, gdy przypomniał sobie o ulubionym programie, pobiegł w stronę kuchni. W pośpiechu założył rękawiczki, wyjął brytfankę, robiąc zażenowaną minę. - Dwie godziny poszły na marne... Chyba będziemy musieli zamówić pizzę, Fado. Wyniosę tego spalonego kurczaka na śmietnik, jakieś zwierzęta sobie zjedzą.


*          *          *

~ Z perspektywy Paula ~

  Ostatnie kawałki pizzy zniknęły równie szybko jak te pierwsze, choć byliśmy najedzeni - takiej pyszności nigdy nie można marnować! Kosz był już pełny, więc wziąłem mojego psa na smycz i musiałem wynieść śmieci. Z gałęzi drzew przyglądały się nam głodne ptaki. Otworzyłem pudło po naszym późnym obiedzie, w którym znajdowały się okruchy. Kiedy odszedłem dalej, zostało wyczyszczone jak odkurzaczem przez chmarę pierzastych! Biedactwa, pomyślałem. Rozprawiałem się jeszcze z rozmaitymi ciekawostkami na temat starożytnych budowli oraz planowałem nowy projekt willi, jednego z moich klientów. Uwielbiałem zajmować się takimi sprawami! To prawdziwa gratka od losu, posiadać dobrze płatną pracę, którą się w dodatku kocha. Architektura od dzieciństwa mnie interesowała. Moi rodzice byli wieczorami okropnie zmęczeni, więc szybko kładli się do łóżka, a ja tymczasem zapalałem lampkę nocną i do woli oglądałem obrazki budowli. Naprawdę świetnie wspominam tamte czasy! Myślę, że również dzięki zaparciu rodziny oraz ich dopingu w nauce i stałemu wspieraniu mnie, stoję właśnie tutaj. Oczywiście, sam też mam wkład w swoich osiągnięciach, lecz to oni zbudowali fundamenty. W sumie, to jeszcze nie miałem okazji im za to podziękować. Tak! Po spacerze zatelefonuję do mamy i taty, niech wiedzą, jacy są dla mnie ważni.
  Fado zaczął się wyrywać, ciągnąć we wszystkie możliwe strony.
- Co jest? Co tam znowu wyniuchałeś? - zaśmiałem się, widząc jak węszy i tym samym do jego nozdrzy dostają się płatki śniegu.
Kichnął raz, drugi, trzeci, ale to go nie zrażało. Teraz czaił się, cicho stawiał łapy, dokładnie patrzył na swój cel, którego ja z ludzkim, słabym wzrokiem nie potrafiłem zlokalizować. Mój pupil stąpał coraz ostrożniej. Zachowywał się jak wilk. Możliwe, że tak się właśnie czuł. Jednocześnie byłem rozbawiony i również zadziwiony jego umiejętnościami. Wyrwał mi się ze smyczy. Zniknąwszy w odmętach cuchnącego, zgniło-zielonego śmietnika, szczekał zajadle. Wydobywały się stamtąd dziwne dźwięki; stukanie, drapanie, miauczenie. Miauczenie?!
- Fado, zostaw tego kota! - huknąłem. - Pewnie jest bezdomny!
Czworonóg po raz kolejny mnie zaskoczył; wyszedł ze śmietnika cały ufajdany, ale nie to jest najważniejsze - w pysku trzymał malutkiego, czarnego kociaka. Do sierściucha były przylepione kurz i małe śmieci, przeważnie papierki czy kawałki zepsutego jedzenia. Postawił go na ziemi delikatnie, aby nie wyrządzić mu krzywdy. Następnie wylizał młodego dachowca. Ten wydał z siebie cichutkie, kolejne miauknięcie.
  Zabrałem zziębniętego kota do domu. Pochłonął całą miskę karmy, normalnie przeznaczonej dla Fado. Umościł się pod kaloryferem, strzelał wdzięczne minki. Nie mogłem się temu oprzeć, toteż nieustannie głaskałem mruczka i drapałem za uchem. Wszystkie miłe rzeczy kiedyś się kończą, tak też było i teraz, bowiem nieubłaganie zbliżał się czas mojego służbowego spotkania. Włożyłem wyjściową, elegancką odzież, w jakiej wypadało wystąpić poważnemu panu architektowi. Pełen obaw zostawiłem dwójkę zwierzaków samym sobie.

 *          *          *

 ~ Z perspektywy Fado ~

   Zoe wyrwała się ze snu pod wpływem głośnego dzwonka telefonu Paula. Kotka poruszyła noskiem, jakby sprawdzała, czy ten dźwięk ma jakichś zapach. Spojrzała na mnie pytająco.
- To tylko telefon. - Uśmiechnąłem się. - Śpij spokojnie!
Ależ ten Paul był nierozgarnięty. Zupełnie zapomniał o komórce! Dostałem się na stół, gdzie leżał owy przedmiot z zamiarem schowania go pod poduszki, aby zniwelować hałas. Na wyświetlaczu widniały jakieś ludzkie litery. Usiłowałem je przeczytać, ponieważ znałem alfabet (z licznymi lukami, ale mniejsza o to).
- Nan... Nie, nie, źle. Nna. Hmmm... No jasne, Ann! - rozszyfrowałem napis. - Swoją drogą to dziwne. Kobiety nigdy nie dzwonią do mojego właściciela. W ogóle nie prosi ich o numer telefonu, jest nieśmiały. Czyżby wyjątek?



CDN

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz