niedziela, 17 stycznia 2016

Od Fado - CD. opow. Mony

  Zamyśliłem się. Kim była ta przedziwna istota, tak usilnie broniąca się przed moją pomocą? Dlaczego odtrącała dobroć innych? Domyśliłem się, że nie byłem jedyny. Wydawała się sarkastyczna, zimna i oschła, można by rzec, że tak samo jak niektórzy ludzie. Czy aby na pewno? Człowiek ma możliwość bezinteresownego, pięknego niczym wiosna uczucia, ale pies nie zawsze. Tej samowystarczalnej suni chyba nikt nie nauczył kochać... Bo czymże jest życie bez miłości? Szarym, smętnym porankiem, odbierającym energię i radość. Takich chwil nienawidzimy... W takiej sytuacji niczym dziwnym jest cierpkość oraz obojętność.
- Nie - powiedziałem krótko. - Nie oczekuję niczego. I pewnie się powtórzę; tym razem pójdę sobie bez żadnych podstępów. Mam tylko jedno do powiedzenia, prowadzę sforę Szlachetne Serca. Nie jesteśmy liczni ani potężni. Ktoś taki jak ty przydałby się. Mogłabyś pomóc.
- Och, dzięki za łaskę panie dobroczyńco, ale nie skorzystam - fuknęła ironicznie.
- Jasne. Dotrzymam danego słowa, zniknę i już nigdy więcej mnie nie zobaczysz...
Odszedłem w kierunku osady. Znalazłem ją wczoraj, właściwie dzięki nieznajomej - po uwolnieniu jej łapy z metalowych zębów, udałem się na oślep, byle jak najdalej. Takim sposobem ominąłem polanę, idąc przez zarośla, a po niedługiej chwili zobaczyłem światła. Zastałem tam zmartwionego Paula, wyglądał na bardzo przybitego, lecz na mój widok słońce znów pojawiło się na jego twarzy.
  Zbliżał się poranek. Mieliśmy już wyjeżdżać do miasta. Wskoczyłem ochoczo do auta, byłem zmęczony i głodny, lecz to drugie postanowiłem zostawić na później. Ułożyłem się do snu po długiej, pełnej wrażeń nocy. Mój pan odpalił silnik. Samochód musiał chwilę się ogrzać, po tak długim staniu na mrozie. Warkot zakończył się. Ruszyliśmy.

<Mona?>

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz