Diks

 http://img07.deviantart.net/d0c3/i/2012/030/2/5/noble_dog_watchs_snow_by_dincturk-d4o3896.jpg
Imię: Cóż, chciałbym mieć jakieś znaczące imię, niestety takie nie otrzymałem. Nazywam się Diks, zwykłe, skundlone imię.
Zdrobnienie/pseudonim: Czteroliterowe imię ciężko skrócić, mało kto to robi, takie osoby muszą mieć lekką wyobraźnię i trochę się wysilić, no bo w końcu Di nie brzmi za dobrze, bywali tacy co nazywali mnie Destroyed oznaczające zniszczenie.
Wiek: Trochę czasu minęło, odkąd liczył swój wiek. Obecnie ma około trzech lat, może trochę więcej...
Płeć: Z tego co wiem wyglądam na samca i mogę cię zapewnić że nim jestem.
Data urodzin: 23.08
Stanowisko: Wojownik, ba! Diks świetnie walczy.
Charakter: Ambicja mi nie pozwala żeby pozostawiać coś pustego, głowa pełna pomysłów, praktycznie zawsze, no niestety obraz już nie tak zawsze kolorowy, często mam brudne myśli, chciałbyś wiedzieć co czuję? To zaczniemy od początku... Brakuje rozmów, nie wątpię w swój rozum, wiem i czuję to że jestem rozsądny, ale wolałbym go używać częściej niż serca, nie wierzę w klęskę mam pieprzony temperament, przez to może częściej ranię innych, stanowczy i narwany - może taki właśnie jestem, właściwie tak mi się wydaję, zawsze czułem nienawiść do tych co mnie krzywdzą, całe życie muszę uczyć się empatii, bo niestety, ale ci którzy są więcej razy ranieni, ci potrzebują stanowczo więcej czasu, jest mi ciężko, bo nie umiem po prostu mówić tego co mnie martwi, nie potrafię, dlatego zanim do tego dojdziesz to trochę się namęczysz, było ci ciężko kiedy bliski musiał odejść? Pod tym względem jestem bardzo wrażliwy, strata kogoś bliskiego jest dla mnie wielkim bólem i ciężarem, nawiedzają mnie co dzień. Jeśli chcesz wiedzieć co czuję, musisz zrozumieć, rozmowa ze mną nie jest łatwa, między sercem a rozumem, wojna i kłótnie, bo nie potrafię już wybaczać i zaufać tym co raz zranili, na pysku widać wypisane skazanie, skazanie na przymusowe życie. Nigdy nikogo nie skreślam za błędy, bo sam ich dużo popełniłem, niektórzy chowają sumienie do kieszeni, moje wciąż pracuje, może żaden ze mnie bohater, ale na co dzień staram się nim być, a może po prostu udaje? Często zamykam się w sobie i gubię w tym okręgu świata. Prawda która płynie z moich ust jest na wagę złota, dlaczego? Bo jeszcze nie zdarzyło mi się kłamać, nie chcę rozliczać nikogo z cudzych poczynań, dlatego cudze życie mnie nie interesuje, mimo to jeśli ktoś zwróci się o pomoc to nie odmówię. Ci, co znają mnie to wiedzą, że ciężko przekonać do czegoś z czym igra nadzieja, jest ona dla mnie jak zapałka, już jej nie odpalę drugi raz. Podobnie jest z wiarą, tyle że wiara utrzymuje się u mnie przez dłuższy czas, mogę ją odpalić ile razy zechcę. Doświadczenia nauczyły mnie że mam słuchać tylko siebie, dlatego rzadko liczę się z czyimś zdaniem, prawdą jest że jestem mściwy i często dokuczam wrogom, lub po prostu mówię co myślę "mówisz do mnie, to mów o mnie" - prosta zasada którą stosuję. Nigdy się nie poddaję i walczę do końca, warunek jest taki że muszę nabrać siły na tę walkę... Walkę między sobą... Mogę być zwątpieniem twoich myśli, mój charakter jest mylny, nie lubię milczeć, ale często to robię. Czasem zakrywam świat swoim zachowaniem, nie jestem tym który może sprawić wszystko, ale jestem tym który może sprawić by coś wyszło, który może coś zmienić. Przeszkadzają charaktery - zazdrość - w moim wykonaniu wykonuje dużo krzywdy. Umiem opanować złość, tak samo jak i agresję.
Mówię zawsze że nie poddam się na starcie, kiedy jestem bliski upadku rozumiem że tworzę świat tylko dla siebie, myśli o problemach zabijam marzeniami i wiem że mogę zniszczyć wszystko co jest przede mną - bo najważniejsze to posiadanie świadomości tego co możemy zrobić sobie i innym. Jeśli masz odwagę żeby przeciwstawić się światu, to gratuluję, droga wolna, patrzę na nóż który wbijali mi w plecy i wiem że żaden z nich nie przyznałby się teraz, że to zrobił. Strasznie ciężko mi uwierzyć w czyjeś słowa, tym bardziej te trudne, albo te ledwo wypowiedziane. Wobec przegranej zawsze jestem twardy.
Aparycja: Trochę wyglądam jak husky, czyż nie? Stwierdzam iż jestem psem w typie tej rasy, umaszczenie można by porównać do ów czarno podpalanego, tak dokładnie to chyba nikt mnie nie umie określić, oczy są jasne, przypominające świecący, żółty księżyc, bądź odległą gwiazdą bijącą na kilometry a jako znaki szczególne uważa się czerwoną obrożę, bardzo lekko wycięty kawałek ucha, bądź lekkie kulenie na jedną łapę.Bardzo mocne i długie łapy umożliwiające szybki bieg jak i wspaniałą wytrzymałość, duże poduszki pomagają w poruszaniu się po śniegu, bądź w trudniejszych terenach. Uszy są bardzo mocnej chrząstki, szpiczaste jak radary zgrywające się z mocną głową. Kufa jest nieco krótsza od kufy border collie, ale za to mocniejsza od pyska owczarka niemieckiego, bądź pitbulla. Wyglądam na wychudzonego psa, wszystko przez jego szczupłą sylwetkę zgrywającą się z długimi i chudymi łapami, przez to chodzi nieco koślawo, ale niezwykle cicho, ogon jest tak długi, że podczas chodzenia ciągnie się nieco po ziemi.
Historia: Każdy z nas pisze swoją własną historię... Jedni z nas pochowali bliskich, drudzy z nimi żyją, ja jestem psem urodzonym w pseudo hodowli, tam gdzie psy rwały się do ucieczki, urodziłem się jako ostatni z miotu, mama patrzyła na mnie jak na ósmy cud świata, ojciec patrzył z pod byka, z pod nienawiści, tak już zostało... Jako szczeniak odczuwałem odmienność i odrzucenie, jedyną która się ze mną trzymała była moja siostra, codziennie chodziłem sam na dach gospodarstwa i patrzyłem w gwiazdy, ojciec wciąż mi powtarzał jaki to jestem nieudany, jak to by mnie oddał i jak to bym mógł brać przykład z braci. Kiedy Ja i moi bracia mieliśmy pięć miesięcy mama nas opuściła, coraz więcej czasu spędzałem na dachu stodoły, czułem jak pęka życie, byłem sam i było mi zimno, zimno w lato, bo nie było przy mnie niej, tej która często płakała. Pamiętam jak teraz co do mnie mówiła, każde jej słowo, ah... Jak ta przeszłość rani. Siostra przychodziła i rozbawiała mnie, razem patrzyliśmy na gwiazdy, zapominaliśmy o złych rzeczach. Gdy byliśmy dorośli hodowla podupadła, ojciec próbował zgwałcić Creazy, wtedy wyskoczyłem do niego z zębami, ten odepchnął mnie ostro warcząc, gdy się obudziłem zobaczyłem że moja siostrzyczka jest cała w krwi, podniosłem się chwytając za głowę, gdy nagle poczułem zimny sprzęt na mojej szyi, odwróciłem się i ujrzałem hycla, wprowadził mnie do auta, następnego dnia oglądałem świat tylko zza krat, ludzie przychodzący do schroniska nie zwracali na mnie uwagi, wiedziałem że moim końcem będzie tu umrzeć, nie mogłem się pogodzić z tym że Creazy odeszła, każdy wdech zabierał mi tętno i wywoływał łzy, często robiliśmy razem szalone rzeczy, uciekaliśmy, ganialiśmy... Rok później wydostałem się z klatki, nie, nikt mnie nie adoptował, sam wyszedłem i uciekłem. Znalazła mnie pewna panna o imieniu Joel, dbała o mnie, ale... Była bardzo chora, kiedy mnie znalazła zostały jej ostatnie pięć miesięcy życia, dowiedziałem się o tym dopiero dzień po przyjeździe do domu. Joel dawała mi prawdziwą miłość, taką której było mi brak, wiedziałem że będę musiał Ją niedługo pożegnać i odejść z domu, dzień za dniem mijał na wspólnym spędzaniu czasu, aż w końcu odeszła i Ona i Ja. Wędrując od miasta do miasta dotarłem tu.
Zauroczenie: Kto patrzy na miłość? No kto?!
Partner: Szuka, logiczne że szuka, sam jednak nie jest pewien czy ktoś go zechce, miłość jest dla niego bzdurą.
Głos: K.M.S
Właściciel: Nie jest do końca moim właścicielem... Ja i Oliver poznaliśmy się przypadkiem na ulicy, chodź opiekuje się mną a ja nim, nie uważam zbytnio go za właściciela.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz